Adoracja Najświętszego Sakramentu jest niezwykle pożyteczną praktyką duchową człowieka wierzącego i rozmiłowanego w Jezusie Chrystusie.
Jest o tyle wymagająca, że nie można jej odprawić gdziekolwiek (jak wiele innych praktyk), ale koniecznie musi być odprawiona tam, gdzie znajduje się Najświętszy Sakrament, czyli w kościele lub w kaplicy. Aby odprawić adorację skutecznie i owocnie, nie musi być Pan Jezus wystawiony w monstrancji. Wystawienie urządza się w sposób uroczysty podczas różnych nabożeństw albo dla modlitwy prywatnej w kaplicach specjalnie dla tego celu przeznaczonych. Coraz więcej świątyń (zwłaszcza w miastach) daje taką możliwość. Nie jest to jednak warunek dobrze przeżytego nawiedzenia Sanctissimum, ale dodatkowa możliwość polegająca na tym, że możemy fizycznie wpatrywać się w świętą postać eucharystyczną – Ciało Chrystusa.
Jeśli chodzi o wymiar czasowy adoracji, trudno określić jakieś ramy. To może być dosłownie „wdepnięcie na moment”, kilkuminutowa modlitwa w drodze do pracy czy w trakcie spaceru, a może być wielogodzinne albo nawet całonocne czuwanie. Wszystko zależy od możliwości. Inne są możliwości człowieka świeckiego, zajętego pracą zawodowa i domem, inne – siostry zakonnej w klauzurze czy braci pustelników. Inne są możliwości w dniu roboczym, inne podczas dnia wolnego albo rekolekcji, na które wyjeżdżamy. To są kryteria obiektywne, zewnętrzne. Niemniej jednak podstawowym i ostatecznym kryterium w przeznaczeniu czasu na adorację jest nasze umiłowanie Jezusa Chrystusa. Zgodnie z zasadą, że człowiek zawsze znajduje czas na to, co kocha, warto zrobić sobie prostą rewizję naszych codziennych zajęć. Jeśli okaże się, że na oglądanie telewizji przeznaczamy 2-3 godzin, na robienie zakupów w galerii – 1-2 godzin, na spotkanie ze znajomymi 2 godz., a na adorację nie ma już czasu albo zamyka się ona w kilku minutach, to mamy czytelny sygnał, że nasze serce nie jest jeszcze rozpalone zbyt gorącą miłością do Chrystusa, że tęsknota za Nim jest na razie uśpiona.
Jeżeli już nasze serce jest pociągnięte tęsknotą i miłością do Chrystusa i warunki zewnętrzne na to pozwalają, warto adorację uczynić stałą praktyką (codzienną lub w wybrane dni). Warto również poświęcać jej mniej więcej ustalony odcinek czasu. Z praktyki wiemy, że jeśli nie założymy sobie z góry, jak długo będziemy się modlić, to w trakcie może przyjść pokusa, by przerwać, zakończyć i wyjść. Jeżeli mamy postanowienie odnośnie do czasu trwania modlitwy, to zawalczymy o to, by dotrzymać słowa nawet jeśli pojawią się jakieś przeszkody.
Dobrze byłoby taką adorację odprawiać w wymiarze 30 minut. Jest to bowiem czas, w którym jesteśmy w stanie się uspokoić, wyciszyć, zatrzymać. Te 30 minut jest ustalonym minimum, by móc zyskać odpust zupełny (oczywiście wypełniając pozostałe warunki, w tym przyjęcie komunii św.). Możemy zatem każdego dnia zyskiwać odpust zupełny i ofiarować go za dusze czyśćcowe (jeden dziennie). Jeśli człowiek świadomie praktykuje swoją wiarę przez ok. 40 lat, to może w ten sposób bardzo konkretnie pomóc blisko 15 tysiącom dusz w czyśćcu. Robi wrażenie!
Aby podczas adoracji nie zerkać na zegarek, dobrze włączyć sobie minutnik w smartfonie lub smartwatchu (oczywiście koniecznie w postaci dyskretnej wibracji, a nie głośnego alarmu).
Co robić podczas półgodzinne adoracji?
Najpierw trzeba zadbać o warunki zewnętrzne. Trzeba wybrać sobie odpowiedni kościół lub kaplicę (choć czasem może ona być przypadkowa, np. podczas podróży, w obcej miejscowości). Kiedy już jesteśmy w świątyni, trzeba wybrać sobie odpowiednie miejsce, by móc mieć kontakt wzrokowy z tabernakulum lub wystawionym w monstrancji Panem Jezusem. W miarę możliwości należy zwrócić uwagę, by nie zasłonić Jezusa tym, którzy przed nami już przyszli i trwają na adoracji.
Wcześniej należy wyłączyć głos w telefonie komórkowym, albo nie zabierać go ze sobą, jeśli idziemy z domu tylko na adorację.
W wybranym miejscu należy zająć odpowiednią postawę. Zalecana jest pozycja klęcząca, niemniej jednak w przypadku dolegliwości albo długo trwającej adoracji (kilka godzin) wskazana będzie pozycja siedząca lub chwilę ta, a chwilę tamta.
Jeżeli nam to pomaga, to możemy wpatrywać się Jezusa eucharystycznego albo w tabernakulum. Nie przeszkadza, by czasem wzrok powędrował na krzyż, ołtarz, obraz Jezusa Miłosiernego czy inne przedstawienia wizualne, jakie znajdują się w przestrzeni sakralnej. Jeżeli innym razem wolimy zamknąć oczy i trwać w ciemności zmysłu wzroku, należy tak uczynić.
W początkowym etapie odprawiania adoracji pomocą mogą być gotowe teksty przeznaczone na nawiedzenie Najświętszego Sakramentu. Znany jest zbiór tekstów św. Alfonsa Marii Liguoriego, pt. „Nawiedzenia Najświętszego Sakramentu”. W wielu różnych książeczkach znajdziemy również piękne teksty. Pamiętajmy jednak o tym, że samo odczytywanie modlitw czy posługiwanie się ciągle tymi samymi tekstami może znacznie ograniczyć naszą żywą relację osobową z Jezusem. To jest tylko pomoc. Pożyteczne może okazać się także odczytanie jakiegoś fragmentu Pisma Świętego i rozważenie go.
Z czasem trzeba jednak odważyć się iść na adorację z… niczym. Nie zabierać ze sobą ani Pisma Świętego, ani książeczki, ani brewiarza, ani różańca (naturalnie, można to wszystko przy sobie mieć, ale nie używać w tym momencie). Na adorację pójść, jak do przyjaciela – z pustymi rękami i sercem rozpalonym miłością. Pójść po to tylko, żeby być, w całej swojej prostocie, milczeniu, oddaniu. Adoracja nie jest wykonaniem jakiegoś zadania, jest spotkaniem z Przyjacielem – w totalnej wolności.
O czym rozmawiać? Co do niego mówić? Nic. Po prostu nic. Znamy dobrze przykład świętego proboszcza z Ars, który zapytany, co robi przed Najświętszym Sakramentem, odpowiedział: „Nic. Ja patrzę na Niego, a On patrzy na mnie”. Św. s. Faustyna zanotowała: „Tajemnica wielka zaszła na tej adoracji tajemnica między mną a Panem; i zdawało mi się, że skonam z miłości w Jego spojrzeniu” (p. 137). To jest istota adoracji – patrzeć na siebie nawzajem w miłosną uwagą. Rozmawiać z Jezusem tylko o tym, co w danym momencie podpowie serce. Nie układać oracji, nie silić się na pobożne i gładkie wypowiedzi, nie chcieć się dobrze zaprezentować przed Jezusem. Po co?
Trzeba sobie zadać pytanie, kim On dla mnie jest.
Jest Bogiem wszechwiedzącym, a zatem nie muszę Go o niczym informować, bo On tę wiedzę posiada. Dokładnie wie, co jest w moim sercu, zanim Mu powiem. „Panie, Ty wszystko wiesz…” (J 21,17).
Jest Bogiem kochającym, więc nie muszę się przymilać i łasić, prawić komplementów, żeby na mnie zwrócił uwagę. Niektórzy myślą, że jak powiedzą Jezusowi „Jezuniu”, to więcej otrzymają, a jak proszą przez wstawiennictwo Matki Bożej, to dobrze jest ją nazwać „Mateńką”. To błąd. Oczywiście, możemy mówić do Jezusa i Maryi tak, jak nam serce dyktuje, ale nie ze względu na założenie, że pieszczotliwością zyskamy więcej.
Jest Bogiem miłosiernym, więc nie muszę odprawiać jakiejś wewnętrznej spowiedzi i katować się popełnionymi grzechami z nadzieją, że może wtedy Jezus będzie bardziej łaskawy. Wtedy zachodzi niebezpieczeństwo adorowania własnych grzechów, a nie Jezusa.
Jest Bogiem cierpliwym, więc nie muszę zamartwiać się rozproszeniami, chyba że sam je świadomie wywołuję.
Jest Bogiem wyrozumiałym, więc nie muszę się martwić o to, że czasem jestem zmęczony, czasem mnie coś boli, innym razem przeżywam jakiś niepokój, kiedy indziej mam oschłość w sercu i pustkę w głowie i według mojej oceny przekłada się to na „gorszą jakość” modlitwy. On to wszystko wie. Nie muszę Mu tego tłumaczyć.
Jest Przyjacielem, zatem mogę być spokojny o swój wizerunek, mogę być w pełni sobą, bez lęku, bez kokieterii.
Więc o czym rozmawiać? To powinno pozostać tajemnicą mego serca. W Dzienniczku s. Faustyny znajdujemy takie słowa: „O czym mówię z Tobą, o Jezu, jest to nasza tajemnica, o której stworzenia wiedzieć nie będą i aniołowie nie śmią się zapytać” (p. 1692). Warto mieć z Jezusem takie tajemnice, o których się nie mówi nikomu, nawet spowiednikowi.
Podczas adoracji trzeba jednak przede wszystkim milczeć. To jest najdoskonalsza modlitwa. Trwać w nieporuszeniu. Św. Elżbieta od Trójcy Świętej, karmelitanka, zapisała taką modlitwę:
„Uwielbiam Cię, mój Boże, Trójco Przenajświętsza! Dopomóż mi zupełnie zapomnieć o sobie, abym nieporuszona i uspokojona, mogła zamieszkać w Tobie tak, jakby moja dusza znajdowała się już w wieczności. Oby już nic nie zdołało zamącić mego pokoju ani wyprowadzić mnie z Ciebie, o mój Ty Niezmienny, lecz niech każda minuta coraz głębiej zanurza mnie w Twoją Tajemnicę.”
Podczas adoracji trzeba pozwolić sobie na duchowy gest spoczynku na piersi Jezusa (por. J 13,23), przytulenia się do Jego Serca, rozpalonego miłością. Chłonąć tę miłość, ogrzewać się przy niej.
Alicja Lenczewska w dzienniku duchowym pt. „Słowo pouczenia” zapisała: „Modlitwa to chłonąć Boga ze wszystkich sił i radować się, że jesteś i że On jest” (p. 227).
Zanurz się cały w Bogu, nie myśl o sobie, nie myśl o świecie, o problemach, o przeszłości, o przyszłości, nie myśl o zranieniach, o niebezpieczeństwach. Zanurz się w Bogu, a poczujesz przedsmak wieczności.
Wiedzę na temat adoracji Najświętszego Sakramentu można pogłębić czytając m.in.:
C. Rivas, Tajemnica adoracji.
S. Barbarić, Adorujcie sercem mojego Syna.
D. Szczerba, Wielka cisza.