Niełatwo napisać zwięzły tekst o modlitwie wewnętrznej. Jest to doświadczenie tak powszechne w historii duchowości i zarazem tak osobiste i indywidualne, że każda wypowiedź będzie zawierać więcej braków niż informacji.
Terminologia
Na wstępie warto zaznaczyć, że modlitwa jest tylko częścią życia duchowego (choć silnie z nim zintegrowaną), a modlitwa wewnętrzna jest jednym ze sposobów modlitwy w ogóle. Często dochodzi do nieporozumień na płaszczyźnie samej terminologii, ponieważ niektórzy używając słowa „modlitwa” mają na myśli wszelkie możliwe przejawy życia modlitewnego, począwszy od udziału w Eucharystii, Liturgii Godzin poprzez różne nabożeństwa, skończywszy na prostym pacierzu. Inni znowu posługując się słowem „modlitwa” mają na myśli stricte modlitwę wewnętrzną. Stąd może dochodzić nawet do zamieszania czy sytuacji wręcz zabawnych, zwłaszcza gdy zupełnie poważna i uduchowiona osoba zakomunikuje komuś niewtajemniczonemu, że np. po odprawieniu Nieszporów pójdzie na modlitwę, albo po modlitwie odmówi Różaniec św. Warto zatem porządkować pojęcia i wyrażać się precyzyjnie.
Jeśli chodzi o samą modlitwę wewnętrzną, również ona ma niejednolitą terminologię w różnych wspólnotach. Często mówi się o niej po prostu „modlitwa myślna”, co już wskazuje na pewną technikę tego rodzaju praktyki, w niektórych wspólnotach formacyjnych (m.in. w seminariach duchownych) używa się określenia „rozmyślanie”, albo „medytacja”, zaś we wspólnotach Ruchu Światło-Życie zaproponowano biblijny termin „namiot spotkania”. Warto uważać na słowo „medytacja” zwłaszcza w obecności ludzi niewiele mających wspólnego z wiarą chrześcijańską, ponieważ mogą ją skojarzyć z jakimiś praktykami religii dalekowschodnich. „Rozmyślanie”, jakkolwiek przeciętemu człowiekowi też może wiele nie mówić, jest w tym względzie bardziej bezpieczne.
Termin „modlitwa wewnętrzna” używany jest w duchowości karmelitańskiej i nim będziemy się posługiwać omawiając ten rodzaj życia modlitewnego. Ono też wskazuje od razu na dwa ważne elementy. Po pierwsze – jasno informuje, że jest to modlitwa, po drugie – kieruje nasze wyobrażenie o tej modlitwie ku wnętrzu człowieka, które kojarzymy z duszą czy sercem. Inaczej jest z nazwą „modlitwa myślna” czy „rozmyślanie”, ponieważ tu akcent zdaje się przesuwać w kierunku umysłu jako ośrodka myśli i pośrednio zakłada, że chodzi cały czas o dokonywanie operacji myślowych, co w propozycji karmelitańskiej nie jest do końca właściwe.
Jak wygląda modlitwa wewnętrzna?
Wielu ludzi ucząc się modlitwy wewnętrznej oczekuje jakiegoś schematu, opisu dokładnej metody, wręcz czegoś w rodzaju „instrukcji obsługi”. W historii duchowości pojawiały się tego rodzaju pomoce. Trzeba jasno powiedzieć, że są one czymś pożytecznym, ale nie należy ich traktować w taki sposób, jak konspekt do przeprowadzenia zajęć, scenariusz jakiejś sztuki czy instrukcję obsługi sprzętu. Nawet jeśli na wstępnym etapie posłużymy się jakąś metodą, to jednak wyłącznie na jej podstawie w modlitwę nie wejdziemy. Modlitwa jest spotkaniem dwóch żywych osób – Boga i człowieka. Bogactwo i niepowtarzalność zarówno tych podmiotów, jak samego wydarzenia spotkania jest tak nieograniczone, nieprzewidywalne, podlegające ciągłemu rozwojowi, że wszelka metoda może je do pewnego momentu poprowadzić, a od pewnego momentu ograniczyć, a nawet zdeformować.
Każdy, kto jest zainteresowany modlitwą wewnętrzną i chce ją praktykować, oczekuje kilku myśli przynajmniej jakiegoś zarysu, na czym ta modlitwa polega. Postaramy się ująć to zwięźle, nie pretendując do opisu wyczerpującego.
Każda czynność człowieka wymaga czasu, pewnych środków, odpowiedniego miejsca i uwagi. Tak też jest z modlitwą.
Najpierw na modlitwę trzeba wybrać odpowiedni dla siebie czas, to znaczy porę dnia. Nie ma jednej optymalnej propozycji w tym zakresie. Każdy człowiek ma inne predyspozycje psychofizyczne, inny charakter pracy, obowiązków, inne warunki życia, dlatego każdy musi sam rozeznać, o jakiej porze dnia będzie mu się najlepiej modlić. Dla jednych będzie to pierwsza czynność dnia wczesnym rankiem, dla innych moment, kiedy zostaje w domu sam, dla innych czas po powrocie z pracy, jeszcze inni wybiorą wieczór, albo nawet modlitwą zakończą dzień. W przypadku wielu ludzi rozpoczęcie praktykowania modlitwy wewnętrznej będzie wymagać reorganizacji życia. Być może trzeba będzie nieco skrócić sen albo czas wypoczynku, rozrywki, spotkań towarzyskich czy oglądania telewizji. Dla większego skarbu trzeba poświęcić mniej wartościowe rzeczywistości. Ważne, by zrobić to mądrze, bez szkody dla wypełnienia swojego powołania i bez żalu czy poczucia straty, która mogłaby rodzić bardzo niezdrowe przekonanie, że robimy Panu Bogu łaskę, oddając Mu swój czas.
Kiedy już mamy wybraną odpowiednią dla siebie porę dnia, należy się przygotować zewnętrznie. Przede wszystkim trzeba zadbać o samotność na ten czas. Bardzo trudno będzie spotykać się z Bogiem bez komfortu samotności. Jeśli nie da się inaczej, to trzeba tę modlitwę odprawić w kościele, kaplicy, jakimś miejscu wyciszenia. Normalnym miejscem jednak może być nasze własne mieszkanie. Nie może to być jednak miejsce jakiekolwiek. Musi być cisza, milczenie. Żadne urządzenia, media nie mogą nas rozpraszać. nie powinno to być miejsce naszej codziennej pracy, spożywania posiłków czy rozrywki, zwłaszcza jeśli naokoło jest mnóstwo rzeczy, które będą mimo woli angażować naszą uwagę. Nie można też mieć włączonego telefonu, który w każdej chwili może zadzwonić czy przekazać informacje z różnych komunikatorów. Dobrze byłoby, gdyby w takim miejscu znajdował się jakiś motyw wizualny – krzyż, ikona, obraz. Warto zapalić świecę. Tym samym korzystnie jest przygasić światło. Półmrok niektórym bardzo pomaga w skupieniu. Oczywiście, te wszystkie przedmioty nie są istotą spotkania, ale mogą je ułatwić, skoncentrować myśli, oczyścić wyobraźnię. Często okazują się pomocne.
Warto zauważyć, że Jezus Chrystus podejmując modlitwę, zwracał uwagę na okoliczności zewnętrzne (wychodził na górę, przebywał w samotności, wznosił oczy ku niebu) oraz wewnętrzne (wzruszał się głęboko).
Człowiek tak usposobiony zewnętrznie może rozpocząć modlitwę wewnętrzną. Poniżej zostaną przedstawione najważniejsze elementy tej praktyki. Pomoże to zapoznać się z modlitwą, ale nie stanowi ścisłej metody.
Na początku ważną sprawą jest uświadomienie sobie, że mam nawiązać kontakt z Bogiem, czyli z kimś, kogo nie mogę doświadczyć zmysłami czy jakimiś odczuciami. Jest inny od naszych wyobrażeń, jest zawsze ukryty, milczący. Stąd też potrzebny jest akt wiary. Nie mogę Boga zobaczyć, usłyszeć, dotknąć, ale wierzę, że On tu jest obecny, że jest w moim wnętrzu, mieszka w moim sercu. Czasem ten akt określa się jako stanięcie w obecności Bożej. To jest takie uświadomienie sobie, z kim mam teraz rozmawiać, kim jest ten, z którym właśnie pragnę wejść w osobowy kontakt.
Warto sobie także uświadomić, że na to spotkanie zostałem przez Boga pociągnięty, zaproszony. Ze swojej strony daję pozytywną odpowiedź i dochodzi do spotkania, którego świadomie i dobrowolnie pragną dwie osoby – Bóg i ja. To są ważne cechy przyjaźni – świadomość i dobrowolność. Spotykam się z Bogiem w atmosferze miłości, ze świadomością, jak wielkim skarbem jest udzielanie się Boga mojej duszy, oddychanie Jego obecnością, trwanie w zjednoczeniu, przylgnięcie do Jego Serca…
Można na tym etapie zrobić jakiś osobisty akt oddania, otwarcia na to, czego Bóg ode mnie chce, wskazane byłoby wezwanie Ducha Świętego, by prowadził podczas modlitwy.
Kiedy mamy już usposobione wnętrze, skupioną uwagę na tym, co robimy, możemy otworzyć fragment Pisma świętego (choć wyjątkowo może to być również inny tekst). Należy ten fragment (niezbyt długi) spokojnie i uważnie przeczytać z wiarą, że tu i teraz w atmosferze miłości przemawia osobiście do mnie sam Bóg. Takie założenie wprowadza w dialog, a nie w samą lekturę czy próbę interpretacji tekstu.
Słowo Boże jest doskonałą płaszczyzną dla naszego intelektu i serca, by nawiązać dialog z Bogiem, jego prawdziwym Autorem, by rozeznawać Jego wolę względem nas, by poznawać Jego prawdziwy obraz, by umacniać wiarę.
Podczas czytania fragmentu biblijnego można posłużyć się wyobraźnią, odmalować sobie w sercu poszczególne osoby, sytuacje, wydarzenia, miejsca. Trzeba zobaczyć, w jaki sposób porusza to nasze wnętrze, jakie uczucia się rodzą, a następnie jakie pragnienia. Być może na tym etapie już Pan Bóg chce mi coś ważnego powiedzieć, pokazać jakąś prawdę o sobie samym, o mnie, o mojej drodze do zbawienia, może mnie do czegoś wzywać, zapraszać.
Ten etap pracy wyobraźni nie powinien zająć całego czasu przeznaczanego na modlitwę. W którymś momencie należy oderwać się od obrazów, myśli, wspomnień, wyobrażeń, a skierować wzrok duszy na samego Boga i trwać w miłosnej uwadze, w milczeniu, w oczekiwaniu, w zatrzymaniu się tylko dla Boga. Nie należy się bać „tracenia czasu” dla Boga, nawet jeśli pozornie wydaje się, że nic się nie dzieje, że nie ma z naszej strony żadnego poruszenia, nowych myśli czy odczuć. Ten czas jest bardzo cenny. To właśnie wtedy, gdy wszystko w nas milczy, Bóg ma największe szanse dotrzeć bezpośrednio do naszej duszy. Pozwólmy Mu na to. Modlitwa wewnętrzna nie może być „przegadana”, nie może być „przeintelektualizowana”. Prostota bliskiej wzajemnej obecności Boga i człowieka, spontaniczność głębokiej i ciepłej relacji może się okazać o wiele bardziej życiodajna dla duszy niż najmądrzejsze komentarze i wnioski teoretyczne.
Kiedy zmierzamy ku końcowi modlitwy, warto podziękować za spotkanie, można uczynić jakieś postanowienie. Nade wszystko należy pamiętać, że czas modlitwy się kończy, ale nie kończy się moja przyjaźń z Bogiem. Za chwilę pójdę do różnych zajęć, prac, ale obecność Boga w moim sercu nie ulega destrukcji. On jest ze mną nadal. Noszę Jego obecność cały czas, a przez to zanoszę Go wszystkim, którym posługuję, z którymi się spotykam i przebywam.
Po co odprawiać modlitwę wewnętrzną?
Modlitwa wewnętrza jest praktyką konieczną w rozwoju życia duchowego, a tym samym w drodze do zjednoczenia z Bogiem, które jest w ogóle sensem naszego istnienia. Od tej modlitwy bardzo wiele zależy.
Skoro mówimy, że życie duchowe polega na udziale w życiu Bożym, na świadomej i dobrowolnej relacji przyjaźni z Nim, to konieczne są takie momenty w naszym życiu, które tę przyjaźń będą pogłębiać, zacieśniać i pielęgnować. Tym momentem jest modlitwa wewnętrzna. Jest to źródło odżywiania naszej duszy w bezpośrednim kontakcie z Bogiem w naszym wnętrzu.
Jak często i jak długo odprawiać modlitwę wewnętrzną?
Jeśli dobrze przyswoiliśmy sobie wyżej zamieszczone treści, to odpowiedź chyba narzuca się sama. Modlitwę wewnętrzną należy praktykować codziennie. Należy być jej wiernym, bo wierność jest fundamentalnym elementem każdej relacji miłości i przyjaźni. Św. Teresa od Jezusa uczy nas, że prawdziwa modlitwa zaczyna się wtedy, gdy dając Jezusowi ten dar, mamy w sercu postanowienie, że nigdy Mu go już nie zabierzemy. To znaczy po prostu, że jeśli ktoś modli się tylko na próbę, może nie doświadczyć całego bogactwa tej duchowej przygody. Dopiero gdy postanowimy modlić się do końca życia, wchodzimy w doświadczenie prawdziwej i coraz pełniejszej relacji z Bogiem.
Jeśli chodzi o długość trwania modlitwy w poszczególne dni, dobrze byłoby, żeby każdego dnia modlitwa trwała mniej więcej tyle samo czasu. Zakłada się, że absolutnym minimum jest kwadrans. Poniżej tego wymiaru będzie trudno mówić o modlitwie wewnętrznej. Kiedy jednak zasmakujemy w życiu modlitwy, raczej pewne, że przedłuży się ona do 30 minut. W sytuacji pewnego komfortu duchowego znajdą się osoby, które będą mogły praktykować tę modlitwę codziennie w wymiarze 45 lub 60 minut.
Po czym poznać, że modlitwa była dobra?
Kiedy coś robimy w życiu, chcemy wiedzieć, czy robimy to dobrze. Często efekt widać od razu i jest on obiektywny, w innych przypadkach sami posiadamy wystarczające kompetencje, by dokonać samooceny, w jeszcze innych sytuacjach dopiero osoby z zewnątrz mogą wydać obiektywną opinię. Jeśli chodzi o modlitwę, żadna z powyższych metod krytycznych nie będzie do końca sprawdzalna. Efektu modlitwy nie możemy oglądać w taki sposób, jak efektu pracy budowniczego, który po prostu zbuduje dom albo wykona jakąś pracę wykończeniową. Sami też nie ocenimy jakości naszej modlitwy, bo będzie ona zbyt subiektywna i pozbawiona możliwości porównawczych. Co najwyżej możemy mieć jakieś odczucia, wrażenia, ale to nie wystarczy. Inni ludzie nie mają dostępu do naszego wnętrza, ewentualnie z wyjątkiem towarzysza duchowego, który może posłuchać relacji z modlitwy i zobiektywizować pewne wnioski. Tu jednak trzeba być bardzo ostrożnym, ponieważ o tak wyjątkowej, niepowtarzalnej i duchowej relacji z Bogiem trudno jest opowiadać zwykłym językiem, a jeszcze trudniej zrozumieć, co rozmówca ma na myśli.
Jak więc rozeznać, czy modlitwa była dobra czy nie? Po owocach. Nie po tym, jak się na modlitwie czujemy, jak bardzo udało nam się skupić, jakie przemyślenia udało się przeprowadzić i do jakich wniosków dojść, czy też jak szlachetne postanowienia udało się podjąć. Jakość, a tym samym autentyczność życia modlitewnego rozpoznajemy po owocach. Według nauczania św. Teresy od Jezusa są nimi: oderwanie od rzeczy tego świata, pokora oraz umiłowanie bliźnich. Ta podpowiedź jasno wskazuje, że jakość modlitwy weryfikuje życie, czyli nie to, co się dzieje podczas modlitwy, ale to, co się dzieje po niej. Tu widzimy wyraźnie, jak bardzo jest ważne, by modlitwa nie była oderwana od życia codziennego, ale integralnie z nim złączona. To jest jednoznaczne z dojrzewaniem wszystkich cnót – teologalnych, kardynalnych i moralnych.
Ostatecznie owocem modlitwy jest coraz głębsza przyjaźń z Jezusem, proces uświęcania oraz zbawienie wieczne.
O tym, jakie są prawa rozwoju życia modlitewnego, z jakimi trudnościami trzeba się zmierzyć, jak rozumieć to, co się z człowiekiem dzieje na modlitwie niezależnie od niego, możemy przeczytać w wielu książkach. Szczególnie na początek zalecana byłaby lektura „Twierdzy wewnętrznej” oraz „Księgi życia” św. Teresy od Jezusa.
Bardzo dobrą praktyką jest czytanie lektur z zakresu tzw. mistyki przyżyciowej. Jest to swoiste podglądanie najgłębszych tajników dusz ludzi świętych, błogosławionych, sług Bożych, mistyków. Nie chodzi o to, by ich kopiować, ale by ubogacać się ich niepowtarzalną relacją z Bogiem, a tym samym otrzymywać coraz więcej światła do stworzenia swojej własnej, absolutnie indywidulanej drogi przyjaźni z Bogiem, do której On sam nas zaprasza i delikatnie pociąga.
Pomocą w pogłębieniu tej tematyki będą pozycje książkowe, zamieszczone w zakładce „lektury duchowe”, jak również nieprzebrana ilość różnych dobrych artykułów, konferencji i rekolekcji, włącznie z tzw. „szkołami modlitwy”.
Teksty o modlitwie wewnętrznej:
Modlitwa myślna nie jest niczym innym – moim zdaniem – jak nawiązywaniem przyjaźni, podejmując wielokrotnie nawiązywanie jej sam na sam z Tym, o którym wiemy, że nas miłuje.
Św. Teresa od Jezusa, Księga mojego życia, Poznań 2010, s. 125n.
Modlitwa jest wyrazem miłości człowieka, który przylega do Boga: to słowa skierowane ku Niemu z zaufaniem i miłością i trwanie oświeconej duszy na rozkoszowaniu się Bogiem tak długo, jak jej wolno.
Wilhelm z Saint Thierry, Złoty list, Kraków 2013, s. 155.
Niezbędnym środkiem do nabycia miłości Bożej jest także rozmyślanie – Serce w mym wnętrzu rozgorzało, gdy rozważałem, zapłonął w nim ogień – mówi Pismo Boże (Ps 39,4). Kto ustaje w modlitwie wewnętrznej, ustanie także w miłości Jezusa.
Św. Alfons M. Liguori, Droga do świętości. Ścieżka cnót i rad ewangelicznych, Kraków 2017, s. 361.
Pamiętajcie, bracia, że nic nie jest tak potrzebne ludziom Kościoła, jak modlitwa myślna. Ona to poprzedza wszystkie nasze czynności, towarzyszy im i po ich następuje.
Św. Karol Boromeusz, Z przemówienia wygłoszonego podczas synodu, Acta Ecclesiae Mediolanensis, Mediolan 1599, 1178.